*Louis*
Wybiegłem z domu, trzaskając drzwiami z całych sił. Musiałem odreagować całą tę sytuację, ale nawet we własnym domu nie mogłem spokojnie poćwiczyć, bo wszyscy nagle uparli się, aby mnie pocieszać. Miałem gdzieś ich puste słowa. Tak naprawdę gówno ich obchodziło gdzie jest Faith i czy jest bezpieczna. Może jestem skończonym frajerem, ale nie wierzyłem w to, że mogłaby mnie tak zostawić z dnia na dzień, nie Faith. Jeśli to znowu sprawka Parkera i jego ludzi, to tym razem nie odpuszczę i przypłaci to życiem.
Nigdy nie zamierzałem być mordercą i dopuszczać się czynów powyżej pobicia, ale Faith jest całym moim światem i jestem wstanie zrobić dla niej wszystko. Nie odpuszczę póki jej nie odnajdę.
Wyciągnąłem telefon i słuchawki z kieszeni dresów, i nie zatrzymując się, włożyłem słuchawki do uszu, by po chwili słuchać z nich głośnej muzyki. Biegłem w stronę dobrze znanego mi miejsca, które omijałem przez ostatnie dni. Teraz jednak, musiałem się tam dostać, by odszukać jakiejkolwiek wskazówki. Godzina dwudziesta trzecia nie wydawała się najlepsza na odwiedziny, ale w moim wypadku, była to najlepsza pora.
Przełączyłem piosenkę, a gdy podniosłem wzrok zobaczyłem idącą po drugiej stronie ulicy dziewczynę, którą w mroku oświetlały wielkie lampy. Blondynka, z lekko falowanymi włosami szła w tym samym kierunku co ja. Zatrzymałem się, nie mogąc uwierzyć w to co widziałem. Ubrana była w zwykłe dżinsy i czarną kurtkę, a na ramieniu miała zawieszoną niewielką torebkę.
- Faith? - szepnąłem oszołomiony tym widokiem.
Po chwili jednak wyrwałem słuchawki z uszu, i nie zważając na nic przebiegłem przez ulicę, krzycząc z całych sił imię mojego Osiołka. Ona jednak nie zamierzała się odwrócić i wpaść mi w ramiona, więc gdy do niej dobiegłem i złapałem za ramię, obróciłem w moją stronę.
- Co jest? - zdezorientowana dziewczyna patrzyła na mnie, a w jej oczach było widać strach. - Zostaw mnie, zboczeńcu! - krzyczała rozpaczliwie, próbując wyszarpać rękę z uścisku.
Zdając sobie sprawę, że przede mną stoi obca mi osoba rozluźniłem ścisk, puszczając blondynkę. Korzystając z okazji od razu uciekła, zostawiając mnie samego i rozczarowanego. Bezradny przysiadłem na jednej z ławek ustawionych wzdłuż chodnika.
Dlaczego do cholery czuję, że nic nie mogę zrobić? Zawsze wiedziałem, że happy endy są przereklamowane i nierealne, ale ten jeden pieprzony raz mógł być wyjątkiem. Ale po co? W końcu jestem pieprzony Louis Tomlinson, dzieciak, któremu za każdym razem odbierane są najważniejsze osoby w życiu.
Prychając z kpiny, jaką było moje życie, wziąłem telefon w dłoń i otworzyłem wiadomości wymieniane z Faith. Przejechałem palcem po ekranie, widząc mnóstwo sms-ów tylko po jednej stronie ekranu, takich jak: "Faith, co się stało? Gdzie jesteś?", "Proszę, odbierz ten pieprzony telefon" i wiele innych. Wiedziałem, że jej telefon był wyłączony, a nawet Liamowi nie udało się go namierzyć, a mimo to wysyłałem jej wiadomości. Postanowiłem, że ten raz będzie ostatni i bez chwili namysłu napisałem, do niej.
________________________________________________________
ODBIORCA: Faith
WYSŁANO: 15 sierpień 2012, 23:24
Faith, martwię się.
Zrobiłem coś nie tak?
Nie kochasz mnie już czy o co kurwa chodzi?
________________________________________________________
________________________________________________________
Kręcąc głową zablokowałem telefon i wstałem z ławki, by po chwili ruszyć w dalszą drogę. Po jakiś trzech czy czterech kilometrach zaczął padać deszcz, więc zarzuciłem na głowę kaptur akurat w momencie, gdy mijały mnie dwa rozpędzone samochody. Wiedziałem, że dzisiaj był wyścig i pewnie brałbym w nim udział, ale kurewsko nie miałem na to ochoty. Fred z chęcią zgłosił się na ochotnika by mnie zastąpić, dlatego musiałem wyjść z domu, bo po każdej wygranej szykowała się impreza. Z tego co wiem, Fred miał się ścigać jakoś koło pierwszej, ale widocznie ludzie już zaczynali się zbierać na start.
- Louis? Co ty tu robisz? - Lilah przetarła zaspaną twarz dłońmi, po czym przyjrzała mi się uważnie. - Jesteś cały przemoknięty, będziesz chory - pociągnęła mnie za rękę do środka.
Zdjąłem kaptur z głowy, i nerwowo drapiąc się po karku, starałem się patrzeć na wszystko co było w korytarzy, pomijając osobę obok.
- Rodzice śpią? - spytałem leniwie, wychodząc po schodach.
- Tak, ale - nie dokończyła, widząc, że nie mam ochoty na konwersację.
Chwyciłem dłonią za klamkę do drzwi i otworzyłem je, licząc na to, że jednak zastanę dziewczynę w pokoju. Oczywiście w środku nie było nikogo, a moje nadzieje poszły się jebać, nic nowego.
Kiedy przeszukiwałem pokój przyszła Lilah z dwoma kubkami w dłoniach.
- To nie ma sensu - kiedy podniosłem na nią wzrok, ta ruchem głowy wskazała wnętrze. - Nic tu nie znajdziesz.
Przysiadła na łóżku wyciągając w moim kierunku kubek. Kiedy pokręciłem głową westchnęła głęboko.
- Wiem, że mi nie wierzysz - odłożyła kubki na półkę - ale naprawdę nie mamy pojęcia, gdzie jest Faith. - oparłem się plecami o ścianę słuchając jej. - Powiedziała rodzicom, że jedzie do dziadków, do Waterford i prosiła ich, żeby nie mówili nikomu gdzie jest, włącznie z tobą - podniosła wzrok na mnie. - Powiedziała mamie, że zerwaliście, a tobie oznajmiła, że wyjeżdża i masz jej nie szukać.
Zmarszczyłem brwi próbując poskładać wszystko do kupy.
- Przecież to kurwa nie ma sensu - odezwałem się w końcu. - Nie rozmawialiśmy nawet ze sobą tamtego wieczoru, bo ona była z dziewczynami, a ja na domówce - schowałem twarz w dłoniach.
- Dla mnie też to wszystko jest podejrzane - kiedy spojrzałem na nią z powrotem, ta wyciągała złożoną kopertę z kieszeni. - Szczególnie, że gdy dziś zadzwoniłam do dziadków - zaraz po tym jak przycisnęłam mamę o jakiekolwiek informacje - spytałam czy Faith się z nimi kontaktowała ostatnio. Zgadnij co - wstała z łóżka i podała mi kopertę, którą rozłożyłem.
Była zaadresowana moim imieniem.
- Ostatnio dzwoniła do nich na urodziny dziadka, a co dopiero mówić o jej pobycie tam - spojrzałem w jej oczy, w których zbierały się łzy. - Boję się, że coś się jej stało, Lou - załkała, a ja nie wiedziałem co powinienem zrobić. - Musisz ją znaleźć.
Przeniosłem wzrok na białą kopertę, chcąc już odczytać treść listu czy cokolwiek tam się znajdowało.
- Przeszukałam cały jej pokój i znalazłam tylko to, w ramce z waszym zdjęciem. - skinąłem głową chowając kopertę do kieszeni bluzy.
- Znajdę ją, choćby miało mi to zająć kilka lat, nie poddam się - zapewniłem ją i opuściłem pokój.
Nie chciałem jej tak zostawiać, ale Lilah była silną dziewczyną i wiedziałem, że da sobie sama radę. Wybiegłem z domu Collinsów i zakładając kaptur pobiegłem w jedyne miejsce, gdzie mogłem być sam.
Wspiąłem się po wysokiej bramie, zdając sobie sprawę, że inaczej nie dostanę się do środka nocą. Gdy byłem na samej górze, zeskoczyłem tyłem do ogrodzenia, uginając nogi w kolanach przed upadkiem. Wyprostowałem się i chowając dłonie w kieszenie bluzy ruszyłem przed siebie. Po chwili skręciłem w jedną z alejek, które oświetlały znicze. Stanąłem przed grobem rodziców, na którym leżały dwie usychające róże i ledwo palące się znicze.
Kucnąłem patrząc na wygrawerowany napis.
- Muszę tu wrócić jutro i zrobić porządek - skrzywiłem się, widząc do jakiego stanu doprowadziłem miejsce spoczynku rodziców. - Więc, ostatnio przedstawiałem wam moją dziewczynę - zaśmiałem się ironicznie. - Teraz jedyne co po niej zostało to to - wziąłem kopertę i wyciągnąłem ze środka kartkę. Rozłożyłem ją i odczytałem na głos to, co było na niej napisane.
________________________________________________________
NADAWCA: Lottie
WYSŁANO: 15 sierpień 2012, 1:18
Jestem z Fredem i resztą na wyścigu. Nie chciałam zostać sama w domu, a Ciebie nie było.
Nie bądź zły, kocham Cię braciszku xx
Kucnąłem patrząc na wygrawerowany napis.
- Muszę tu wrócić jutro i zrobić porządek - skrzywiłem się, widząc do jakiego stanu doprowadziłem miejsce spoczynku rodziców. - Więc, ostatnio przedstawiałem wam moją dziewczynę - zaśmiałem się ironicznie. - Teraz jedyne co po niej zostało to to - wziąłem kopertę i wyciągnąłem ze środka kartkę. Rozłożyłem ją i odczytałem na głos to, co było na niej napisane.
Kocham Cię bardzo, ale dłużej tak nie mogę żyć...
Obróciłem kartkę, chcąc znaleźć coś więcej, jakiekolwiek znaki tłumaczące jej nagły wyjazd, ale nic. Marne kilka słów, zostawiające jeszcze więcej pytań.
- Zajebiście. - Prychnąłem gniotąc kartkę. - Wszyscy, których kocham mnie opuścili. - Wstałem czując wibracje w kieszeni. Odblokowałem telefon, na ekranie którego pojawiła się wiadomość od Lottie.
NADAWCA: Lottie
WYSŁANO: 15 sierpień 2012, 1:18
Jestem z Fredem i resztą na wyścigu. Nie chciałam zostać sama w domu, a Ciebie nie było.
Nie bądź zły, kocham Cię braciszku xx
________________________________________________________
- Widzicie? Nawet młodszej siostry nie potrafię upilnować. - Ścisnąłem mocniej telefon. - Pieprzony Fred, pieprzone życie - zacisnąłem powieki, mając dość tego wszystkiego. - Prawda jest taka, że nigdy mnie nie kochaliście. Wy, Faith, nawet dla Lottie ważniejszy jest Fred - przeczesałem mokre włosy palcami. - Właśnie dlatego lepiej mi było, gdy do nikogo nie żywiłem uczuć i robiłem co sobie chciałem. Ale po co? Lepiej się zakochać, a potem pojawiają się same problemy.
Spojrzałem ostatni raz na imiona rodziców, przeżegnałem się i opuściłem cmentarz.
Pora odwiedzić bar.