poniedziałek, 23 listopada 2015

Rozdział 2



*Louis*

Wybiegłem z domu, trzaskając drzwiami z całych sił. Musiałem odreagować całą tę sytuację, ale nawet we własnym domu nie mogłem spokojnie poćwiczyć, bo wszyscy nagle uparli się, aby mnie pocieszać. Miałem gdzieś ich puste słowa. Tak naprawdę gówno ich obchodziło gdzie jest Faith i czy jest bezpieczna. Może jestem skończonym frajerem, ale nie wierzyłem w to, że mogłaby mnie tak zostawić z dnia na dzień, nie Faith. Jeśli to znowu sprawka Parkera i jego ludzi, to tym razem nie odpuszczę i przypłaci to życiem.
Nigdy nie zamierzałem być mordercą i dopuszczać się czynów powyżej pobicia, ale Faith jest całym moim światem i jestem wstanie zrobić dla niej wszystko. Nie odpuszczę póki jej nie odnajdę.
Wyciągnąłem telefon i słuchawki z kieszeni dresów, i nie zatrzymując się, włożyłem słuchawki do uszu, by po chwili słuchać z nich głośnej muzyki. Biegłem w stronę dobrze znanego mi miejsca, które omijałem przez ostatnie dni. Teraz jednak, musiałem się tam dostać, by odszukać jakiejkolwiek wskazówki. Godzina dwudziesta trzecia nie wydawała się najlepsza na odwiedziny, ale w moim wypadku, była to najlepsza pora.
Przełączyłem piosenkę, a gdy podniosłem wzrok zobaczyłem idącą po drugiej stronie ulicy dziewczynę, którą w mroku oświetlały wielkie lampy. Blondynka, z lekko falowanymi włosami szła w tym samym kierunku co ja. Zatrzymałem się, nie mogąc uwierzyć w to co widziałem. Ubrana była w zwykłe dżinsy i czarną kurtkę, a na ramieniu miała zawieszoną niewielką torebkę.
- Faith? - szepnąłem oszołomiony tym widokiem.
Po chwili jednak wyrwałem słuchawki z uszu, i nie zważając na nic przebiegłem przez ulicę, krzycząc z całych sił imię mojego Osiołka. Ona jednak nie zamierzała się odwrócić i wpaść mi w ramiona, więc gdy do niej dobiegłem i złapałem za ramię, obróciłem w moją stronę.
- Co jest? - zdezorientowana dziewczyna patrzyła na mnie, a w jej oczach było widać strach. - Zostaw mnie, zboczeńcu! - krzyczała rozpaczliwie, próbując wyszarpać rękę z uścisku.
Zdając sobie sprawę, że przede mną stoi obca mi osoba rozluźniłem ścisk, puszczając blondynkę. Korzystając z okazji od razu uciekła, zostawiając mnie samego i rozczarowanego. Bezradny przysiadłem na jednej z ławek ustawionych wzdłuż chodnika.
Dlaczego do cholery czuję, że nic nie mogę zrobić? Zawsze wiedziałem, że happy endy są przereklamowane i nierealne, ale ten jeden pieprzony raz mógł być wyjątkiem. Ale po co? W końcu jestem pieprzony Louis Tomlinson, dzieciak, któremu za każdym razem odbierane są najważniejsze osoby w życiu.
Prychając z kpiny, jaką było moje życie, wziąłem telefon w dłoń i otworzyłem wiadomości wymieniane z Faith. Przejechałem palcem po ekranie, widząc mnóstwo sms-ów tylko po jednej stronie ekranu, takich jak: "Faith, co się stało? Gdzie jesteś?", "Proszę, odbierz ten pieprzony telefon" i wiele innych. Wiedziałem, że jej telefon był wyłączony, a nawet Liamowi nie udało się go namierzyć, a mimo to wysyłałem jej wiadomości. Postanowiłem, że ten raz będzie ostatni i bez chwili namysłu napisałem, do niej.

________________________________________________________
ODBIORCA: Faith
WYSŁANO: 15 sierpień 2012, 23:24

Faith, martwię się.
Zrobiłem coś nie tak?
Nie kochasz mnie już czy o co kurwa chodzi?
________________________________________________________

Kręcąc głową zablokowałem telefon i wstałem z ławki, by po chwili ruszyć w dalszą drogę. Po jakiś trzech czy czterech kilometrach zaczął padać deszcz, więc zarzuciłem na głowę kaptur akurat w momencie, gdy mijały mnie dwa rozpędzone samochody. Wiedziałem, że dzisiaj był wyścig i pewnie brałbym w nim udział, ale kurewsko nie miałem na to ochoty. Fred z chęcią zgłosił się na ochotnika by mnie zastąpić, dlatego musiałem wyjść z domu, bo po każdej wygranej szykowała się impreza. Z tego co wiem, Fred miał się ścigać jakoś koło pierwszej, ale widocznie ludzie już zaczynali się zbierać na start. 

- Louis? Co ty tu robisz? - Lilah przetarła zaspaną twarz dłońmi, po czym przyjrzała mi się uważnie. - Jesteś cały przemoknięty, będziesz chory - pociągnęła mnie za rękę do środka. 
Zdjąłem kaptur z głowy, i nerwowo drapiąc się po karku, starałem się patrzeć na wszystko co było w korytarzy, pomijając osobę obok. 
- Rodzice śpią? - spytałem leniwie, wychodząc po schodach.
- Tak, ale - nie dokończyła, widząc, że nie mam ochoty na konwersację. 
Chwyciłem dłonią za klamkę do drzwi i otworzyłem je, licząc na to, że jednak zastanę dziewczynę w pokoju. Oczywiście w środku nie było nikogo, a moje nadzieje poszły się jebać, nic nowego. 
Kiedy przeszukiwałem pokój przyszła Lilah z dwoma kubkami w dłoniach.
- To nie ma sensu - kiedy podniosłem na nią wzrok, ta ruchem głowy wskazała wnętrze. - Nic tu nie znajdziesz. 
Przysiadła na łóżku wyciągając w moim kierunku kubek. Kiedy pokręciłem głową westchnęła głęboko.
- Wiem, że mi nie wierzysz - odłożyła kubki na półkę - ale naprawdę nie mamy pojęcia, gdzie jest Faith. - oparłem się plecami o ścianę słuchając jej. - Powiedziała rodzicom, że jedzie do dziadków, do Waterford i prosiła ich, żeby nie mówili nikomu gdzie jest, włącznie z tobą - podniosła wzrok na mnie. - Powiedziała mamie, że zerwaliście, a tobie oznajmiła, że wyjeżdża i masz jej nie szukać. 
Zmarszczyłem brwi próbując poskładać wszystko do kupy. 
- Przecież to kurwa nie ma sensu - odezwałem się w końcu. - Nie rozmawialiśmy nawet ze sobą tamtego wieczoru, bo ona była z dziewczynami, a ja na domówce - schowałem twarz w dłoniach. 
- Dla mnie też to wszystko jest podejrzane - kiedy spojrzałem na nią z powrotem, ta wyciągała złożoną kopertę z kieszeni. - Szczególnie, że gdy dziś zadzwoniłam do dziadków - zaraz po tym jak przycisnęłam mamę o jakiekolwiek informacje - spytałam czy Faith się z nimi kontaktowała ostatnio. Zgadnij co - wstała z łóżka i podała mi kopertę, którą rozłożyłem.
Była zaadresowana moim imieniem. 
- Ostatnio dzwoniła do nich na urodziny dziadka, a co dopiero mówić o jej pobycie tam - spojrzałem w  jej oczy, w których zbierały się łzy. - Boję się, że coś się jej stało, Lou - załkała, a ja nie wiedziałem co powinienem zrobić. - Musisz ją znaleźć.
Przeniosłem wzrok na białą kopertę, chcąc już odczytać treść listu czy cokolwiek tam się znajdowało.
- Przeszukałam cały jej pokój i znalazłam tylko to, w ramce z waszym zdjęciem. - skinąłem głową chowając kopertę do kieszeni bluzy.
- Znajdę ją, choćby miało mi to zająć kilka lat, nie poddam się - zapewniłem ją i opuściłem pokój. 
Nie chciałem jej tak zostawiać, ale Lilah była silną dziewczyną i wiedziałem, że da sobie sama radę. Wybiegłem z domu Collinsów i zakładając kaptur pobiegłem w jedyne miejsce, gdzie mogłem być sam. 

Wspiąłem się po wysokiej bramie, zdając sobie sprawę, że inaczej nie dostanę się do środka nocą. Gdy byłem na samej górze, zeskoczyłem tyłem do ogrodzenia, uginając nogi w kolanach przed upadkiem. Wyprostowałem się i chowając dłonie w kieszenie bluzy ruszyłem przed siebie. Po chwili skręciłem w jedną z alejek, które oświetlały znicze. Stanąłem przed grobem rodziców, na którym leżały dwie usychające róże i ledwo palące się znicze.
Kucnąłem patrząc na wygrawerowany napis.
- Muszę tu wrócić jutro i zrobić porządek - skrzywiłem się, widząc do jakiego stanu doprowadziłem miejsce spoczynku rodziców. - Więc, ostatnio przedstawiałem wam moją dziewczynę - zaśmiałem się ironicznie. - Teraz jedyne co po niej zostało to to - wziąłem kopertę i wyciągnąłem ze środka kartkę. Rozłożyłem ją i odczytałem na głos to, co było na niej napisane.


Kocham Cię bardzo, ale dłużej tak nie mogę żyć...

Obróciłem kartkę, chcąc znaleźć coś więcej, jakiekolwiek znaki tłumaczące jej nagły wyjazd, ale nic. Marne kilka słów, zostawiające jeszcze więcej pytań. 
- Zajebiście. - Prychnąłem gniotąc kartkę. - Wszyscy, których kocham mnie opuścili. - Wstałem czując wibracje w kieszeni. Odblokowałem telefon, na ekranie którego pojawiła się wiadomość od Lottie. 

________________________________________________________
NADAWCA: Lottie
WYSŁANO: 15 sierpień 2012, 1:18

Jestem z Fredem i resztą na wyścigu. Nie chciałam zostać sama w domu, a Ciebie nie było.
Nie bądź zły, kocham Cię braciszku xx
________________________________________________________

- Widzicie? Nawet młodszej siostry nie potrafię upilnować. - Ścisnąłem mocniej telefon. - Pieprzony Fred, pieprzone życie - zacisnąłem powieki, mając dość tego wszystkiego. - Prawda jest taka, że nigdy mnie nie kochaliście. Wy, Faith, nawet dla Lottie ważniejszy jest Fred - przeczesałem mokre włosy palcami. - Właśnie dlatego lepiej mi było, gdy do nikogo nie żywiłem uczuć i robiłem co sobie chciałem. Ale po co? Lepiej się zakochać, a potem pojawiają się same problemy. 
Spojrzałem ostatni raz na imiona rodziców, przeżegnałem się i opuściłem cmentarz. 
Pora odwiedzić bar. 



#TornPL

wtorek, 3 listopada 2015

Rozdział 1



Trzymając rączki dwóch wielkich walizek w rękach, rozglądałam się po osiedlu, na którym wysiadłam z taksówki. Spojrzałam po raz kolejny na karteczkę z adresem, aby upewnić się, że jestem w dobrym miejscu. Wszystko się zgadzało. Było to najwyraźniej nie tak dawno wybudowane osiedle, ponieważ wszystko było w bardzo nowoczesnym stylu. Musiałam przyznać, że jest tu pięknie, ale jednak Dublin to nie to samo co Doncaster. To nie ma tej przytulnej, rodzinnej atmosfery. Ludzie nie uśmiechają się do ciebie, lecz idą przed siebie z obojętnym wyrazem twarzy. Ze szklącymi oczami wyjęłam mój telefon, który od rana jest wyłączony. Mimo iż nie chciałam mieć z nikim kontaktu, konieczne było abym dowiedziała się, jak mam dostać się do "mojego" nowego mieszkania. Przytrzymałam chwilę przycisk włączający telefon, a następnie wpisałam pin. Od razu mój telefon zaczął wibrować, gdy przychodziły coraz to nowe wiadomości, których i tak nie zamierzałam odczytać. Weszłam w kontakty i wybrałam numer, a już po sekundzie słyszałam sygnał.
- Tak? Słucham?
- Cześć Will - odchrząknęłam, słysząc okropną barwę mojego głosu, spowodowaną długim płaczem. - Tutaj Faith, jestem już na miejscu.
- Poczekaj, muszę odejść na bok - odparł, a ja posłusznie czekałam, siedząc na metalowej ławce. - Powiedziałem już mojej sąsiadce, że podejdziesz po klucze. Mieszka na tym samym piętrze, co ty, a że są tylko dwa mieszkania na każdym z pięter, to bez problemu ją znajdziesz.
- Jasne, dzięki Will.
Mimo tego, że miałam cholerną chęć zapytania, czy Louis już wie o moim zniknięciu, nie zrobiłem tego. Wiedziałam, że tak będzie dla mnie najlepiej. Musiałam się odizolować od wszystkich, po tym co się stało. Z ogromnym bólem serca przygryzałam moją wargę, czekając aż Will odpowie.
- Trzymaj się jakoś Faith i pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. Dzwoń, kiedy tylko będziesz tego potrzebować.
- Dziękuję... Za wszystko.
Nie czekając już dłużej na jego odpowiedź, rozłączyłam się, a następnie podniosłam z ławki. Ponownie biorąc w ręce dwie walizki, weszłam do klatki. Nigdy w życiu nie mieszkałam w bloku, więc jest to dla mnie coś nowego. Czekając na windę, uświadomiłam sobie, że wszystko w moim życiu może się zmienić. Planuję w końcu wrócić do Doncaster... Wtedy, gdy już odpocznę po wszystkim, co ostatnio się działo, a moja psychika powróci do tego stanu, w jakim była zanim poznałam Speed Master Team. Ale kiedy to się stanie i czy będę miała wtedy dla kogo wracać, nie mam pojęcia. Otarłam kolejną łzę tego dnia, która spływała po moim policzku i weszłam do windy. Musiałam być silna. W końcu nie chciałam, żeby nowa sąsiadka pierwszego dnia wzięła mnie za dziewczynę z depresją. Stanęłam przed drzwiami o numerze 11 i niepewnie zapukałam do nich. Usłyszałam, jak jakiś mężczyzna coś krzyczy, a już po chwili drzwi się otworzyły. Przede mną stanęła dziewczyna mniej więcej w moim wieku. Miała na sobie tylko piżamę, więc nie czułam się jakoś bardzo onieśmielona, stojąc przy niej w dresach bez jakiegokolwiek makijażu.
- Umm, cześć. Mam mieszkać tutaj obok - wskazałam na sąsiadujące drzwi - i Will powiedział, że mam wziąć od was klucze.
- Tak, rozpoznałam już po twoim akcencie, że to ty - dziewczyna zaśmiała się, a ja uśmiechnęłam się blado w jej kierunku. - Tato! Przyniesiesz klucze do Willa?! - krzyknęła wgłąb domu, a następnie znowu na mnie spojrzała - Jestem Sarah, miło mi cię poznać.
- Faith - ścisnęłam lekko jej dłoń, którą wyciągnęła w moim kierunku - Twój akcent też jest nieco... inny.
- Byłaś kiedyś w Irlandii?
- Tak, ale nigdy nie w Dublinie - podrapałam się po karku, chcąc aby ta rozmowa już się skończyła. - Moi dziadkowie mieszkają w Waterford, więc czasami zdarza mi się ich odwiedzić.
Obok dziewczyny po chwili stanął mężczyzna około pięćdziesięcioletni, z którym kulturalnie się przywitałam. Zaraz potem dostałam pęk kluczy i mogłam ruszyć do mieszkania obok. Sarah wydawała się być kimś z kim mogłabym się dogadać, ale dzisiaj na pewno nie miałam na to ochoty. Chcę traktować ten wyjazd, jak pewnego rodzaju wakacje, ale to nie jest łatwe, gdy w mojej głowie wciąż pojawiają się obrazy szatyna wyznającego mi miłość. Nie chcę myśleć, jak bardzo musiałam go zranić, ale nie mogę przestać tego robić. Otwarłam drzwi i weszłam do środka ciągnąc za sobą walizkę. W mieszkaniu panowała ogromna duchota, więc gdy tylko zdjęłam buty i odłożyłam je na półkę, przeszłam do salonu i otworzyłam okno. Rozejrzałam się po całkiem wielkim pomieszczeniu, który był urządzony na biało. Praktycznie wszystko było w tym kolorze, oprócz kilku obrazów. Przejechałam palcem po stoliku, dzięki czemu mogłam zobaczyć, jak wielka warstwa kurzu się na nim znajdowała. Widać było, że dawno nikogo nie było w tym mieszkaniu.
Następnie przeszłam do kuchni, która nie była zbyt wielka, ale za to bardzo ładna. Oprócz salonu i kuchni w mieszkaniu znajdowały się jeszcze trzy pomieszczenia, a dokładniej dwie sypialnie i łazienka. Przeciągnęłam swoje bagaże do jednego z pokoi, a następnie otworzyłam je. Wiedziałam, że wypakowywanie tego wszystkiego zajmie mi masę czasu, ale nie szczególnie myślałam o tym wtedy, gdy byle jak wrzucałam wszystkie rzeczy do walizek, chcąc jak najszybciej pojechać na lotnisko. Wiedzieliśmy z Willem, że w nocy w każdej chwili mógł przyjść do mnie Louis.
Pokój, który wybrałam był Vicky, ponieważ nieszczególnie zachęcał mnie ten drugi, należący do jej brata. Ściany były czarno-szare co byłoby jeszcze bardziej przygnębiające w mojej sytuacji. Miałam nadzieje, że brunetka nie będzie na mnie zła, gdy już dowie się, że tu przebywam. W końcu, kiedyś planuję wrócić i wtedy będę musiała powiedzieć każdemu o tym, gdzie byłam. Wiedziałam, że Will tego nie zrobi, chociaż kiedyś mnie przerażał i szczerze mówiąc nie przepadałam za nim. Co za ironia, że osoba, której ufałam i którą traktowałam jak przyjaciela, okazała się całkiem inna, a osoba, której nie lubiłam i bałam się, okazała się tą pomocną. Przypominając sobie Liama opowiadającego o tym, że potrafi namierzać telefony, szybko wyjęłam mojego iPhone z kieszeni i wyłączyłam go. Musiałam sobie załatwić nowy numer. Musiałam załatwić sobie pracę, aby nie siedzieć tu samotnie całymi dniami. Musiałam po prostu zmienić - mam nadzieję, że nie na zawsze - całe swoje życie.

Następnego dnia rano zdecydowałam się w końcu wyjść z domu i poszukać jakiegoś sklepu. Byłam osłabiona i musiałam odżywiać się dobrze, aby wyleczyć anemię. Obiecałam to Louisowi i chociaż tę obietnicę zamierzałam dotrzymać. Wyszłam z bloku, zarzucając na siebie cienką kurtkę. Skręciłam w lewo z nadzieją, że to tam będzie jakiś supermarket. To osiedle było zdecydowanie duże, więc na pewno jest tu wiele sklepów.
- Faith! Poczekaj!
Słysząc moje imię, zatrzymałam się a następnie odwróciłam do tyłu. W moim kierunku biegła Sarah, która uśmiechając się szeroko, machała mi. Miała na sobie dopasowane spodnie i zwykłą szarą koszulkę, a wyglądała pięknie. Ciemna karnacja i brązowe oczy nadawały szatynce niespotykaną urodę. Na dodatek była wyższa ode mnie o jakieś dziesięć centymetrów, przez co czułam się tak, jak wtedy gdy stoję obok Vicky.
- Cześć - wymusiłam uśmiech, który chyba wyszedł w miarę naturalnie.
- Cześć, gdzie idziesz? - dziewczyna pocałowała mnie w policzek.
Gdy wytłumaczyłam jej, że mam plan zrobić jakieś zakupy, ona stwierdziła, że może mnie za chwilę zaprowadzić do sklepu razem ze znajomym, z którym się umówiła. Skinęłam głową, zgadzając się, gdyż byłam naprawdę głodna, a nie szczególnie miałam ochotę przez godzinę szwendać się między blokami. Poza tym przyda mi się zapoznanie się z kimkolwiek. Usiadłyśmy z Sarah na ławce, czekając na znajomego.
- Więc, dlaczego przeprowadziłaś się tutaj? - Sarah uśmiechała się przyjaźnie, a ja zaczęłam panikować, bo nie miałam wymyślonej żadnej historyjki.
- Po prostu nie miałam ochoty znowu spędzać całych wakacji w Doncaster i zawsze chciałam zobaczyć Dublin - wzruszyłam ramionami. - Zgadaliśmy z Willem i zaproponował mi, że mogę tu jakiś czas pomieszkać.
- Fajnie mieć wreszcie jakąś normalną sąsiadkę. W tym bloku mieszkają sami psychole.
Dziewczyna przerwała mówić, widząc, że ktoś staje przed nami. Podniosłam wzrok, a moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem szeroko uśmiechającego się chłopaka. Miał fryzurę podobną do fryzury Louisa i nawet dobrze w niej wyglądał. Musiałam przyznać, że był naprawdę przystojny, chociaż do Tomlinsona brakowało mu jeszcze wiele.
- To moja nowa sąsiadka, Faith - dziewczyna wskazała na mnie. - A to Dan, mój bliski przyjaciel. Jest prawie jak brat.
- Faith, miło mi.
- Dan, mi jeszcze bardziej.





Więc pierwszy rozdział za nami! Tradycyjnie zachęcamy do twettowania z hashtagiem #TornPL i pisania waszych podejrzeń, pomysłów, opinii!


Aktualności